Aktualności

Blisko i osobiście..



 To było dziwne, a zarazem cudowne lato. W tym roku postanowiłem podejść trochę inaczej do tematu wędkowania. Zamiast standardowej strategii polegającej na umieszczeniu w łowisku jak największej ilości wędzisk i oczekiwaniu na branie, podszedłem do tematu troszeczkę bardziej osobiście. Mogę wręcz powiedzieć, że stało się to dla mnie swego rodzaju obsesją. Chodzi mi mianowicie o łowienie karpi w bliskiej odległości od brzegu, swego rodzaju podchody z tymi przebiegłymi rybami. Niesamowitym jest jak blisko można podejść do żerujących karpi i obserwować ich zachowanie. Włącznie z momentem brania. Coś niesamowitego! Pomijając aspekt emocji, jakie towarzyszą takim obserwacjom, możemy się również wiele nauczyć podglądając ryby, mam tu na myśli głównie ich zachowania względem poszczególnych przynęt i przyponów. Uważam, że zaobserwowanie momentu brania w ten sposób jest warte dużo więcej niż sytuacja, gdy mamy branie z dużej odległości i nie widzimy na własne oczy całego zajścia.                   

Stalking czyli łowienie z podchodu, daje niesamowicie dużo do myślenia i uczy.                                                                                                                    

Wykorzystywałem ten sposób łowienia praktycznie na każdym zbiorniku, który odwiedziłem w tym sezonie. Była jednak woda, na której radziłem sobie z tym zdecydowanie lepiej niż na pozostałych jeziorach. Horton’s Boat Pool, bo o tym zbiorniku mowa, to jezioro, w którym łowię od kilku dobrych lat i wątpię, aby kiedykolwiek mi się to znudziło. Znajduje się ona w sąsiedztwie takich łowisk jak Church Lake, czy Kingsmead 1. Spośród wszystkich trzech łowisk, które wymieniłem, cieszy się ono najmniejszą popularnością. Głównym powodem jest fakt, iż nie jest to typowa karpiowa woda. Zbiornik zasiedlają ogromne, dorastające do 45kg sumy. Karpie natomiast, to głównie mieszańce różnych odmian, zróżnicowane zarówno pod względem wielkości jak i budowy. W większości to karpie pełnołuskie, lecz zdarzają się również lustrzenie. Przez wszystkie lata, jakie poświęciłem tej wodzie, złowiłem większość zamieszkujących ją karpi. Fakt ten pozwolił mi kontrolować przyrosty, jakie osiągały ryby. Jeszcze 5 lat temu nie było tu żadnego osobnika przekraczającego 15 kg, w tej chwili pływa tam około 7 ryb w granicach 15-19 kg. Poznanie większości karpi w zbiorniku, ich zachowań i obyczajów sprawiło, że podszedłem do tematu wędkowania bardziej personalnie. Można wręcz powiedzieć, że pomiędzy mną a rybami z tej wody wytworzyła się specyficzna relacja. W związku z obecnością ogromnych sumów, karpie zachowują się tu całkiem inaczej niż w innych zbiornikach. Oczywistym jest, że gdy sumy wykazują większą aktywność, wszystkie inne ryby poszukują bezpiecznej strefy, zazwyczaj w pobliżu brzegu, zaczepów, bądź roślinności wodnej. Sytuacja taka stwarza wręcz idealne warunki do połowu metodą stalkingu. Wędkowanie w ten sposób zmniejsza również ryzyko przyłowu w postaci suma. Od zawsze fascynowało mnie tego typu podejście do połowu karpi, jednak w tym sezonie pochłonęło mnie ono całkowicie. Może gdybym łowił standardowo moje wyniki byłyby lepsze, ale czy nauczyłbym się tak wiele o zachowaniu karpi, nie wspominając już o satysfakcji. Szczerze, wątpię!                                                                                                                                                       

Jeden z większych okazów szukający pożywienia zaraz pod szczytówką wędki.                                                                                                                        

Prezentacja zestawu końcowego..                                                                                                                                                                         

   Łowienie połączone z obserwacją karpi i ich zachowań pozwoliło mi całkowicie inaczej podejść to tematu zestawów końcowych. Przekonałem się, że nie istnieje coś takiego jak uniwersalny i doskonały przypon, skuteczny w każdym przypadku. Kluczową rolę spełniają tutaj warunki, jakie spotkamy na łowisku, ale nie można zapominać o jeszcze jednym, bardzo ważnym czynniku. Chodzi mi tutaj o sposób pobierania pokarmu przez karpia. Każda ryba posiada pewne cechy, które odróżniają ją od reszty osobników. To samo tyczy się właśnie upodobań i przyzwyczajeń związanych z ich odżywianiem. Na wielu łowiskach są karpie, które lądują na matach niesłychanie rzadko. Jest to ściśle związane właśnie ze sposobem ich odżywiania. W odróżnieniu od większości osobników w danym zbiorniku wyuczyły się one pewnych schematów i zachowań, które pozwalają im skutecznie unikać naszych zestawów. Pobierają one pokarm ostrożniej, po wyczuciu jakiegokolwiek nienaturalnego zachowania ostrożnie pozbywają się go z pyska. Kilkakrotnie udało mi się zaobserwować moment, w którym karp pozbywa się przyponu, nie sygnalizując przy tym brania. Po zassaniu mojej przynęty i wyczuciu, że coś jest nie tak, momentalnie widać to było po rybie, że jest ona zaniepokojona. Nie wykonywała ona natomiast gwałtownych ruchów, nie próbowała również uciekać. Zamiast tego kilkukrotnie zasysając i wypluwając przypon, skutecznie pozbyła się go z pyska.

Piękny lustrzeń złowiony metr od brzegu!                                                                                                                                                                          

Oczywiście wielokrotnie widziałem karpie, które zacinały się za pierwszym podejściem, ale były to wyłącznie ryby, które podnosiły głowę i przemieszczały się pomiędzy jednym kęsem a drugim. To pozwalało zadziałać ciężarkowi. Jako, że nie zawsze tak się dzieje mam nieco inną teorię na to jak i dlaczego udawało mi się je skutecznie łowić. Z biegiem czasu zacząłem wykorzystywać dłuższe włosy w połączeniu z większymi hakami. Dzisiaj najczęściej stosuję haczyki w rozmiarze 4, które według mnie są idealne przy zastosowaniu długiego włosa i małej przynęty. Nie jest to może najbardziej subtelne połączenie, jeśli chodzi o zestaw końcowy, jednak nie zmienia to jego niezwykłej skuteczności. Długi włos daje niewielkiej przynęcie ogromny zakres ruchu. W pierwszym momencie mogłoby się okazać, że taka taktyka zwiększy ilości spiętych karpi. Nic bardziej mylnego. Wszystkie złowione przeze mnie w ten sposób karpie były zapięte niezwykle głęboko. Dzieje się tak, ponieważ w pierwszej fazie brania karp zasysając przynętę nie wyczuwa oporu związanego z haczykiem. Długi włos sprawia, że zasysa on kulkę pewnie, bez zbędnej ostrożności. Kiedy orientuje się, że coś jest nie tak, jest już za późno. Ciężar haka numer 4 sprawia, że układa się on idealnie w pysku karpia, tym samym stając się niezwykle trudnym do wyplucia. Zastosowanie sporego haczyka sprawia również, że nie przecina on pyska karpia. Moje przekonanie do tego przyponu wynika również z tego, że byłem w stanie obserwować zachowanie ryb podczas momentu brania. Cała teoria sprawdziła się w praktyce w 100%.                                                                                                                                                                                                                             

Duży hak w połączeniu z długim włosem okazał się odporny na liny!                                                                                                                                    

Podczas mojej ostatniej zasiadki w łowisku jako pierwsze pojawiły się dwa, całkiem sporej wielkości liny. Po nich na stołówce pojawiły się karpie. Obserwowałem jak wszystkie ryby żerują wokół moich zestawów. Jeden z linów upodobał sobie trzy ziarna kukurydzy, które były przynętą na jednym z moich przyponów. Dzięki zastosowaniu długiego włosa lin nie był w stanie się skutecznie zaciąć. Całe szczęście, ponieważ jego branie wystraszyłoby pozostałe ryby, w tym te, które interesowały mnie najbardziej, czyli karpie. Nagle zauważyłem, że również jednego z karpi zaciekawiły moje przynęty. Nie musiałem długo czekać, nagle w wodzie rozpętało się prawdziwie piekło..                                                                                         

Sprawca zamieszania w całej okazałości!                                                                                                                                                                           

Możliwość obserwacji na bieżąco, co się dzieje w łowisku ma niewątpliwie wiele zalet. Latem ubiegłego roku, wypatrzyłem małą grupę ryb w pobliżu mojej ulubionej miejscówki. Zanęciłem ją i po upływie niespełna 5 minut zauważyłem wydobywające się z dna bąble, które oznaczały żerowanie ryb. Postanowiłem więc zarzucić zestaw i wskoczyłem na pobliskie drzewo, aby wszystko na spokojnie obserwować. Po kilkudziesięciu minutach oczekiwania zauważyłem w pobliżu mojej miejscówki żerujące dwa karpie. Byłem przygotowany na to, aby szybko znaleźć się w pobliżu wędzisk i zaciąć. Niestety przez następnych 40 minut obserwowałem jak ryba co najmniej kilkukrotnie podnosi przynętę z dna, nie zacinając się przy tym. Nie byłem w stanie zrozumieć, jakim cudem nie udało mi się złowić żadnego karpia. Tym bardziej, że tydzień wcześniej z tej samej miejscówki i przy użyciu tych samych zestawów złowiłem dwie ryby ponad 15 kg. Po tym jak karpie opuściły moją miejscówkę zwinąłem wędki i zacząłem się zastanawiać, co zrobiłem źle. Przyczyna była prozaiczna, na ostrzu haka, który był nieskutecznie pobierany przez karpie przyczepiła się mała racicznica. Obserwowałem wcześniej jak karpie pobierają przynętę, lecz nie było możliwości skutecznego zacięcia właśnie z powodu tej malutkiej małży. Po doprowadzeniu przyponu do porządku zarzuciłem ponownie wędkę. Dosłownie 5 minut później miałem branie, po wspaniałej walce wyholowałem pięknego 18 kg karpia. Gdyby nie obserwacja i wyciągnięcie wniosków z wcześniejszych niepowodzeń, na pewno nie udałoby mi się złowić tego okazu.                                                                                                                                                                                                           

Obserwacja i wyciągnięte wnioski, zaowocowały tym pięknym 18 kg olbrzymem!                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          

Przebiegła ryba..                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                              

   Karpie z łowiska Boat Pool należą do bardzo ostrożnych ryb, podchodzących niepewnie do wszystkich zmian, które zauważyły w swoim naturalnym środowisku. Kluczową rolą podczas ich połowu jest prezentacja zestawu końcowego w taki sposób, aby ryby nie były w stanie wykryć niebezpieczeństwa. Szczególną uwagę należy zwrócić przede wszystkim tematowi linki głównej i sposobom zamaskowania jej w łowisku. Żeby skutecznie łowić, trzeba zrobić wszystko aby nasza żyłka „zniknęła”. Mam tu na myśli backleady, ustawienie wędzisk na brzegu pod odpowiednim kątem, czy poprowadzenie żyłki w pobliżu zaczepów lub roślinności. Jeśli spełnimy ten warunek mamy o wiele większe szanse na branie tutejszych karpi. Obserwowałem wielokrotnie jak po ukryciu żyłki karpie lub liny swobodnie poruszały się po miejscówce nie domyślając się niebezpieczeństwa jakie niesie przypon z przynętą. Płaski, ołowiany ciężarek oraz leadcore idealnie przylegający do dna również nie wzbudza podejrzeń u żerujących karpi.                                                                                                                                                                                                                              

Płaski centryczny ciężarek znakomicie przylega do dna, a odpowiedni montaż umożliwia szybkie pozbycie się go zaraz po braniu.                                              

Głównym problemem dotyczącym połowów blisko brzegu jest kwestia kamuflażu. Jeśli jesteśmy w stanie obserwować karpie, wielce prawdopodobne jest, że i one są w stanie nas zauważyć i odpowiednio zareagować na naszą obecność. Nawet kiedy myślisz, że jesteś niewidoczny, istnieje szansa na popełnienie błędu, który może nas kosztować spłoszeniem ryb z łowiska. Jestem pewien, że przyczajenie się w bluzie z kapturem zasłaniającym moją twarz nie jest wystarczające. To właśnie twarz i dłonie wydają mi się najbardziej widocznymi dla karpia fragmentami naszego ciała. Co prawda, maskowanie się podczas upalnych dni nie jest komfortowe, ale czego się nie robi, aby skusić karpia do brania. Kolejną bardzo istotną sprawą jest fakt, iż w określonych porach dnia pewne miejscówki są spalone. Po prostu nie ma możliwości aby skutecznie podkraść się do ryb, każda próba kończy się ich spłoszeniem. Najprawdopodobniej duże znaczenie mają tutaj warunki świetlne, które powodują, że o określonej godzinie światło załamuje się na brzegu w taki sposób, że karpie są w stanie zauważyć każdy nasz ruch i najnormalniej w świecie uciec. Kiedy już uda nam się podejść wystarczająco blisko do karpi czeka nas kolejne wyzwanie, czyli precyzyjne umieszczenie zestawu w łowisku. Jeśli mieliśmy szczęście i natrafiliśmy akurat na żerujące ryby wystarczy zarzucić wędkę w okolice wydobywania się bąbli z dna, czy zmąconych osadów dennych pojawiających się na powierzchni. Gorzej, jeśli musimy w jakiś sposób zmusić ryby do pobrania naszej przynęty. Wówczas potrzeba trochę cierpliwości i szczęścia. Bardzo ważne jest również, żeby po zanęceniu nie przerzucać już zestawów, co może wystraszyć nam ryby z łowiska.             

Można rónież w ten sposób.. luźna żyłka, cisza i spokój. Znkomity sposób, by przechytrzyć ostrożne karpie żerujące zaraz pod naszymi nogami.                                                                                                                                                                                                                                                                  

Bitwa w dżungli..                                                                                                                                                                                                       

   Przez wszystkie lata poświęcone polowaniom na karpie łowiłem w wielu różnych miejscówkach. W tym roku postanowiłem wybrać kilka trudnych, możliwe, że nigdy nie obłowionych miejsc. Potrzebowałem do tego typu połowu specjalistycznego sprzętu. Większość karpiarzy uprawiając stalking używa tradycyjnych wędzisk o długości 12 stóp. Nie ukrywam, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. Zdarzało mi się, że nawet wędzisko 9 stopowe było za długie i uniemożliwiało mi skuteczne łowienie. Krótsza wędka pozwala na sprawne zarzucanie i hol ryby w trudnych, często zarośniętych miejscówkach. Osobiście używam wędzisk o długości 7 stóp, dzięki którym nawet najbardziej zakrzaczone miejsca nie są mi straszne. Najważniejsze to darzyć zaufaniem używany przez siebie sprzęt i mieć pewność, że pozwoli on nam na bezpieczny hol nawet największych okazów. Jako, że wszystkie wytypowane przeze mnie wcześniej miejscówki miałem praktycznie na wyłączność, nie musiałem się martwić o podsiadanie, przenęcenie łowiska, czy tym podobne sprawy. Miałem w głowie ułożony plan, który skrupulatnie realizowałem. Przy konstrukcji zestawu końcowego wykorzystałem sporej długości odcinek leadcoru, linkę główną o wytrzymałości 15 lb oraz hak w rozmiarze 4. Zdarzyło się tylko raz, abym przy zastosowaniu powyższego zestawu, stracił rybę. Na moje nieszczęście był to jeden z większych karpi pełnołuskich zamieszkujących Boat Pool. Miałem pecha ponieważ linka główna przetarła się najprawdopodobniej o jakiś zatopiony korzeń.                                                                                 

Łowienie w ciężkich warunkach, bardzo blisko brzegu to przed wszystkim obserwacja                                                                                                           .

Mimo, że wszystkie karpie zamieszkujące Horton’s Boat Pool są wyjątkowe to jeden z jej mieszkańców przyciągał moją uwagę szczególnie. Karp nazwany Orange Chops, bo o nim mowa, był dla mnie priorytetem. Obiecałem sobie, że musi on wylądować w tym sezonie na mojej macie. Jako, że znam tę wodę bardzo dobrze, wiedziałem w jakich rejonach jeziora mogę liczyć na spotkanie z Orange Chops. Nie pozostało mi nic innego jak zacząć regularnie nęcić wspomniane wcześniej miejsca i uzbroić się w cierpliwość. Za każdym razem, gdy udało mi się zlokalizować tę piękną rybę, coś stawało na przeszkodzie. W końcu jednak dostałem swoją szansę. Pewnego poranka zakradłem się do jednej z miejscówek i zauważyłem w łowisku kilka ryb, w tym okazałe liny i karpie. Wśród nich był również mój tegoroczny cel. Ostrożnie przygotowałem wędkę i zarzuciłem celnie zestaw. Gdy zauważyłem jak Orange Chops zbliża się do mojej przynęty niemalże wstrzymałem oddech. Branie było bardzo gwałtowne, a gdy podciąłem rybę, szczytówka mojego wędziska zanurzyła się w wodzie. Holowałem tego karpia zdecydowanie, nie chciałem pozwolić aby wykorzystał on jakieś podwodne zawady i uwolnił się z haka. Podczas walki z rybą każda minuta wydawała się wiecznością. Jestem pewien, że był to jeden z najbardziej emocjonujących momentów w całym moim wędkarskim życiu. Mimo, że nie jestem zwolennikiem okrzyków podczas podbierania ryby, tym razem było inaczej. Po prostu musiałem to z siebie wyrzucić. Niesamowity triumf i ulga jednocześnie. Tak naprawdę przestało mnie obchodzić co stanie się z resztą sezonu. Dopiąłem swego!                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                            

Orange Chops w moich rękach, niezapomniane chwile..                                                                                                                                                      

 Przynęta i nęcenie.                                                                                                                                                                                                  

   Od zawsze byłem zwolennikiem wszelkiego rodzaju pelletów, konopi i innych partykularnych przynęt wykorzystywanych również do nęcenia. W tym sezonie jednak zmieniłem trochę swoje podejście. Numerem jeden stała się dla mnie kukurydza.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  

Gotowana kukurydza, drobne ziarna i pellet są alternatywą na oszczędne, a regularne nęcenie naszego łowiska.                                                                       
Tania, łatwa w przygotowaniu, uwielbiana przez karpie i co dla mnie najważniejsze, bardzo widoczna na dnie. Pozwalało mi to z łatwością sprawdzić, czy zanęta została wyjedzona i na tej podstawie wybrać miejscówkę najczęściej odwiedzaną przez karpie. Zdarzały się miejsca, gdzie zanęta zalegała na dnie ponad dwa dni, w innych przypadkach znikała po kilku godzinach. Wybór był oczywisty. Wykorzystanie kukurydzy jako przynęty również znacznie ułatwiło mi wędkowanie. Mogłem bez problemu stwierdzić, podczas obserwacji ryb, czy przypon z hakiem znajduje się już w pysku ryby. Z moich wcześniejszych wędkarskich doświadczeń wyniosłem, że kluczem do sukcesu jest regularne nęcenie. Starałem się być nad wodą kilka razy w tygodniu. Co prawda kosztowało mnie to trochę, zwłaszcza jeżeli chodzi o paliwo, ale udało mi się przyoszczędzić na zanęcie. Cena kukurydzy w porównaniu chociażby do ceny kulek naprawdę nie jest wysoka. Wytypowane miejscówki, z których ziarna znikały w szybkim tempie nęciłem przed pracą. Po pracy natomiast pojawiałem się nad wodą, za każdym razem uzbrojony w wędkę, z nadzieją na kontakt z rybą.                                                                                                                                                                                                                                                                                                            Oli Davies                                                                                                                                                                                                

Tłumaczył: Adrian Babski                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   x

Pogoda
Fazy księżyca
REKLAMA
Carppassion baner2
Losowy film
REKLAMA
profess
Meus
Dragon
Losowa galeria